Mazowsze serce Polski nr 5

Pielgrzym na rowerze

Dariusz Matla Autor: Fot. Dariusz Matla

W trosce o zdrowie wsiadł na rower. Przemierzając bezdroża Ziemi Ciechanowskiej, zaczął fotografować małą architekturę sakralną. Z czasem rowerowe wypady w poszukiwaniu kolejnych kapliczek stały się jego pasją.


Dariusz Matla

ciechanowianin, żonaty, ma dwie dorosłe córki i wnuka. Kolarstwo, podróże i fotografowanie to trzy pasje, które z powodzeniem połączył. Dziś ma na swoim koncie wystawę fotograficzną, a w planach publikację książkową i niejedną wyprawę rowerową.


Monika Gontarczyk: Skąd pomysł, by fotografować kapliczki?

Dariusz Matla: Przyszedł taki moment, w którym stwierdziłem, że pora się odchudzić. Dietę musiałem wspomóc treningiem, więc wybrałem rower. Z czasem potrzebowałem jednak dodatkowej motywacji. Jadąc samochodem do Wieliszewa, zauważyłem przydrożny, pochylony krzyż. Postanowiłem do niego dotrzeć rowerem. Udało się, a wizytę udokumentowałem na Facebooku.?

To był pierwszy post z wyprawy?

Tak. I spotkał się z pozytywnym odzewem znajomych. Żona dodatkowo mnie utwierdziła i zachęciła, żebym potraktował fotografowanie jako hobby i dodał do moich rowerowych wypraw. I tak się zaczęło… Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że świątków, czyli kapliczek, krzyży i innych figurek jest tak dużo (śmieje się). Do tej pory zamieściłem już ponad 700 postów w serii, którą nazwałem „Na rozstaju dróg…”

Wyrusza Pan do konkretnej kapliczki czy jedzie, gdzie oczy poniosą?

Początkowo wybierałem kierunek i fotografowałem te, które napotkałem po drodze. Teraz częściej szukam w internecie, czasem znajomi mi podpowiedzą. Jeśli okazuje się, że danego miejsca nie widziałem na żywo, to hajda na rower i w drogę. Aby dotrzeć do nieznanej mi kapliczki potrafię przejechać nawet 40 km w jedną stronę albo i więcej.

Które tereny Pan eksplorował?

Przez 4 lata zjeździłem Ziemię Ciechanowską, czyli gminy: Ciechanów, Opinogóra, Regimin, Grudusk, Gołymin, ale zdarza mi się też korzystać z samochodu, gdy trasa jest dłuższa.

Jeździ Pan sam?

Czasem ktoś się dołączy, ale preferuję samotne podróże. Lepiej się z tym czuję, bo może pasażer wolałby jechać asfaltem, ścieżką rowerową, a ja po prostu wjeżdżam w las. Nie każdy ma rower przystosowany do jazdy po wertepach. Moje pielgrzymie szlaki raczej przemierzam w pojedynkę.

I trafia Pan na prawdziwe perełki sztuki sakralnej.

Dokładnie. Na okazy, które są na wyciągnięcie ręki, ale o ich istnieniu nie miałem pojęcia.W Sońsku np. jest zabytkowa metalowa kapliczka w formie szafki. Nie ma ani jednego spawu – kowalska robota – wszystko jest nitowane i cięte. Co ciekawe, przez 20 lat codziennie w drodze do i z pracy ją mijałem a dostrzegłem ją dopiero, gdy jechałem rowerem. Czasem trafiam na bardzo stare, zniszczone świątki i ubolewam, że nikt się nimi nie zajmuje. Bywa, że chyba telepatycznie, ktoś to moje wołanie słyszy, bo po jakimś czasie przyjeżdżam i widać, że przeprowadzono konserwację.

Poda Pan przykład?

Choćby ponad 200-letnia figura św. Jana Nepomucena w przysiółku Borzuchowo-Daćbogi koło Gruduska. Mierzy ona chyba z 5 metrów i niedawno została odnowiona przez gminę.

Ma Pan jakieś ulubione miejsce?

Niedaleko mnie jest przydrożna kapliczka, którą wzniesiono w miejscu, gdzie polegli żołnierze walczący z bolszewikami w 1920 r. Na stulecie Bitwy Warszawskiej ją odnowiono. Jest po prostu piękna. Przedstawia Jezusa frasobliwego. Myślę, że niewielu ciechanowian wie, iż zaledwie 2 km od miasta w pięknej mazowieckiej scenerii stoi zabytek sakralny. Jest też jeszcze jedna. Nazwałem ją kapliczką na wyspie. Leży w Gołotach niedaleko Ciechanowa. Co ciekawe, wielokrotnie koło niej przejeżdżałem, ale nigdy do niej nie trafiłem, bo zawsze skręcałem w prawo w las, a ta kapliczka jest po lewej stronie na polanie otoczonej wodą. Dlatego mam ogromną satysfakcję, że ją odnalazłem.

Fotografuje Pan smartfonem?

Tak jest mi wygodniej. Telefon chowam do kieszeni i w drogę. Nigdy nie planowałem upowszechniania zdjęć, robiłem je na własny użytek.

A jednak wystawa się odbyła.

Znajomi pomogli mi zorganizować wernisaż, który odbył się w Ciechanowskim Ośrodku Edukacji Kulturalnej STUDIO.

Myślał Pan o kolejnej wystawie albo książce?

Znajomi mnie namawiają. Zaproponowali, by tym razem zrobić wystawę na deptaku przy
ul. Warszawskiej w Ciechanowie. Sugerują też, żeby wydać album. Nawet są chętni, by pomóc zdobyć dofinansowanie. Na razie nie mam do tego głowy, ale plan jest. Chcę zrobić jeszcze więcej zdjęć kapliczek, które już mam, ale w innej scenerii.

W Polsce mamy piękną tradycję nabożeństw majowych odprawianych przy kapliczkach właśnie. Według Pana jest ona wciąż żywa?

Spotykam czasem kobiety, które modlą się i śpiewają przy kapliczkach nawet tu, w Ciechanowie. Nie jestem jednak w stanie powiedzieć, czy one zbierają się codziennie. Bodajże w 2018 albo 2019 r. jechałem przez Las Ślubowski na południe od Gąsocina (gmina Sońsk) i napotkałem tam drewnianą kapliczkę z wizerunkiem Matki Boskiej. I po raz pierwszy zobaczyłem przy niej słoiczek ze świeżo zerwanymi kwiatami. Było to dla mnie ogromne zaskoczenie, zwłaszcza że większość kapliczek dekorowana jest plastikowymi kwiatami. Osobiście ich nie lubię, bo z czasem blakną i nie wyglądają najlepiej, ale jest to forma czci, pewien hołd i ja to szanuję. Reasumując, na wiosnę widać, że dekoracje są wymieniane. A w maju i czerwcu pojawiają się świeże kwiaty, gdzieniegdzie palą się świece. Tradycja jeszcze więc nie zanikła, ale na pewno osłabła.


UWAGA
Informacje opublikowane przed 1 stycznia 2021 r. dostępne są na stronie archiwum.mazovia.pl

Powrót na początek strony